Obserwatorzy

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Zimno na dworze




 Kajtuś źle znosi zimę. Marznie. Nawet jak musi postać minutę. Rok temu stracił trochę sierści, i to akurat wtedy, gdy temperatura spadła poniżej zera. Z tej okazji kupiliśmy mu mikołajkowe wdzianko.
Tak się składa, że wtedy był 6 grudnia ;)





Wdzianko trochę się pozaciągało, więc w tym roku dostał nowe. Tym razem nie było kupione, a przerobione z dziecięcego polaru. Polar taki za par złotych można kupić w ciuchlandzie.
I Kajtuś prezentuje się tak:






Nie chcę wyjść na jakąś nawiedzoną pańcię, co tylko stroi pieska. Ale jest to pierwszy piesek, który ma kubraczek. Trzy wcześniejsze psy nie miały kubraczka.  Kajtuś ma problemy z kręgosłupem.
Wiek +  problemy zdrowotne chyba usprawiedliwiają założenie wdzianka?
Przy dodatnich temperaturach piesek chodzi we własnej skórce ;)

środa, 22 stycznia 2014

Darla Luna w nowym domu

 Od 16 stycznia. Luna źle zniosła podróż. Ponoć całą podróż przepłakała. A teraz wzbudza zachwyt całej rodziny. Do swojego domu przyjechała w czwartek wieczorem. Wszyscy w piątek dzień wolny wzięli, by zająć się koteczką. Siostrzeniec nawet mógł do szkoły z tej okazji nie iść ;)
Kicia na początku była przestraszona zmianą otoczenia. Ale już się bawi, korzysta z dorosłej kuwety.



Na dwóch powyższych zdjęciach Luna jest już w nowym domku.
To zdjęcie przedstawia Darlę Lunę jeszcze w hodowli. Luna jest z miotu "D", dlatego ma dwa imiona. Mój siostrzeniec nadał jej imię Luna, a Darla jest imieniem hodowlanym.

.

niedziela, 19 stycznia 2014

Urodziny bloga

Rok temu postanowiłam, że spróbuję się zmierzyć z blogowaniem. 19 stycznia 2013 roku o godzinie 17:51 pojawił się pierwszy tekst.




A oto wirtualny torcik :D
Dlaczego zaczęłam prowadzić bloga? Odpowiedź między innymi w poniższym artykule. Pochodzi on z Gościa Niedzielnego.


Wierzę, że to kiedyś zaprocentuje.Wiem, że warto jest czytać. Tak samo warto jest pisać kilka zdań dziennie. Może nie piszę rewelacyjnie. Ale nie aspiruję do miana Blogerki Roku. Nie chcę zresztą zmieniać ustawień bloga - chcę zachować częściową prywatność.

Spróbuję nadal pisać o moich futrach. Chcę, żeby pojawiał się przynajmniej jeden tekst w tygodniu.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Kot w środku.

Tak wygląda kot w środku.

Ja w środku... (Franek (François), {lang34yitgnerugbensr9ubM.ce8294740e6000adf2940c4969c2dbbe04900ce9:Europejski krótkowłosy})

A dokładniej - chory kot w środku.
Rzecz się działa 26 grudnia 2013 roku. Jest drugi dzień świąt, a kot leży, ledwo oddycha.
Sądziłam, że to jest ostatni dzień życia Franusia. Już razem z mamą toczyłam dyskusję, gdzie go zakopiemy.
Poszłam do Kościoła na 9:00 (kot nie został sam) i zastanawiałam się, czy jak wrócę kocię będzie jeszcze żyło.
Mieszkam w średniej wielkości mieście. Akurat w święta lecznica ma dyżur. Dwie godziny. Dobre i to. Tuż przed dwunastą zapakowaliśmy kota do kontenerka i taksówką udaliśmy się w drogę do weta. Lecznica jest dobrze wyposażona, można zwierzakowi zbadać krew, można zrobić zdjęcie RTG. Zdjęcie zostało wykonane. I okazało się, że Franio ma potężne wzdęcie i zatwardzenie. Dostał leki. Uff...
Będzie żył.
A tego dnia same nieszczęścia. Oprócz nas "mała", 4 miesięczna suczka. "Mała" - bo to owczarek niemiecki. Suczka ma drgawki, sztywne łapki. Prawdopodobnie zakaziła się tężcem. Prawdopodobnie nie dało się jej uratować.
Drugie nieszczęście - kot ze złamaną łapką - potrącony przez samochód.
Ech...
Wczoraj Franuś miał kolejne prześwietlenie w kierunku szukania wody w płucach. Stan płuc jest lepszy, niż w święta. Ale za dwa miesiące kolejne prześwietlenie. By upewnić się, że wszystko jest ok.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Kot w pustym mieszkaniu

Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.
                                                            Wisława Szymborska


Znalazłam w Internecie takie zdjęcie

Andrzej Turski 

Andrzej Turski

To chyba jego pupil? Jeśli tak, to mam nadzieję, że ten kot nie zostanie sam w pustym mieszkaniu.