Obserwatorzy

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Kot w środku.

Tak wygląda kot w środku.

Ja w środku... (Franek (François), {lang34yitgnerugbensr9ubM.ce8294740e6000adf2940c4969c2dbbe04900ce9:Europejski krótkowłosy})

A dokładniej - chory kot w środku.
Rzecz się działa 26 grudnia 2013 roku. Jest drugi dzień świąt, a kot leży, ledwo oddycha.
Sądziłam, że to jest ostatni dzień życia Franusia. Już razem z mamą toczyłam dyskusję, gdzie go zakopiemy.
Poszłam do Kościoła na 9:00 (kot nie został sam) i zastanawiałam się, czy jak wrócę kocię będzie jeszcze żyło.
Mieszkam w średniej wielkości mieście. Akurat w święta lecznica ma dyżur. Dwie godziny. Dobre i to. Tuż przed dwunastą zapakowaliśmy kota do kontenerka i taksówką udaliśmy się w drogę do weta. Lecznica jest dobrze wyposażona, można zwierzakowi zbadać krew, można zrobić zdjęcie RTG. Zdjęcie zostało wykonane. I okazało się, że Franio ma potężne wzdęcie i zatwardzenie. Dostał leki. Uff...
Będzie żył.
A tego dnia same nieszczęścia. Oprócz nas "mała", 4 miesięczna suczka. "Mała" - bo to owczarek niemiecki. Suczka ma drgawki, sztywne łapki. Prawdopodobnie zakaziła się tężcem. Prawdopodobnie nie dało się jej uratować.
Drugie nieszczęście - kot ze złamaną łapką - potrącony przez samochód.
Ech...
Wczoraj Franuś miał kolejne prześwietlenie w kierunku szukania wody w płucach. Stan płuc jest lepszy, niż w święta. Ale za dwa miesiące kolejne prześwietlenie. By upewnić się, że wszystko jest ok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz