Obserwatorzy

czwartek, 6 czerwca 2013

Urban

Swoje imię zawdzięcza dużym uszom, którymi obdarzyła go natura.  Nie tylko jego. Także jednego kontrowersyjnego polityka i redaktora równie kontrowersyjnej gazety. Nie my nadaliśmy mu to imię. A imienia raczej się nie zmienia, tym bardziej staremu psu. Urban był psem bezdomnym, znanym na osiedlu. Życie nie szczędziło mu cierpień. Miał przestrzelony pysk i język. Był znany na osiedlu. Dokarmiało go wiele osób.
W tym moja mama. W naszym domu nie pojawił się jednak. Pojawił się Tomi. Urban sobie żył. Chodził po osiedlu. Do czasu. Został złapany i wywieziony do pobliskiego schroniska.  Mamie udało się go wyciągnąć. Urban - wolny duch znowu wrócił na ulicę. Drugi raz trafił do schroniska.
I trzeci...
Za trzecim razem mama postanowiła go zatrzymać. Trochę to kosztowało - pies chciał się wydostać na wolność przez okno. Ale przywykł do domu. Przywykł do Toma, potem do Pyśka.  Czasem był zabierany na łąki.
Pojawienia się kotów w domu nie doczekał.
Urban cierpiał na chorobę nowotworową, na ciele miał narośle. Niektóre zostały wycięte.
Przeżył w naszym domu trzy lata. Odszedł w 1996 roku.

Urban i Tomi



1 komentarz:

  1. Śledzę systematycznie poczynania naszego TOZu, gdzie niemało nieszczęścia. Tym chętniej zaglądam do Ciebie, bo tu dużo historii z happy endem, mimo że wcześniej czy później, pupile odchodzą.

    OdpowiedzUsuń