Obserwatorzy

poniedziałek, 16 lutego 2015

Miłość konta prawo

Dziś nic nie napiszę. Skopiuję artykuł, który odnalazłam w Internecie. Dotyczy on śmierci zwierzaka i tego, co potem.
Nie podobają mi się laudacje nad grobem chomika, ale zwierzę to nie jest odpad, który wymaga utylizacji. Pomijam wypadki choroby zakaźnej, np.  wścieklizny.
Ale właściciele psów raczej szczepią swoje zwierzęta.
PS. Stan zwierzyńca bez zmian, Rysia miała dializę. Po niej parametry nerkowe drgnęły. Jutro kolejne badanie krwi.



A więc artykuł ze strony NA temat. Całość jest tutaj.


Miłość kontra prawo. Za pochowanie psa w ogrodzie czeka kara, utylizacja szczątków jest nieludzka

Za pogrzeb psa w przydomowym ogródku grozi wysoka kara. Gdy psich cmentarzy jest niezwykle mało, jedynym legalnym sposobem rozstania pozostaje... utylizacja? - Członków rodziny nie oddaje się do utylizacji. Nie widzę najmniejszego powodu, by ranić osoby, które są silnie związane ze swoim psem, w ten sposób, że ich zwierzę musi być wrzucone do worka i wywiezione jakąś śmieciarką do spalarni, żeby wszystko było zgodnie z prawem - mówi w rozmowie z naTemat psycholog-behawiorysta Andrzej Kłosiński. Co zrobić z bezdusznym prawem?
Dla większości z nas śmierć psa jest jak śmierć kogoś najbliższego. Gdy zwierzę umiera, czujemy przecież taki sam ból, jak po stracie przyjaciela. Panuje ta sama pustka, jak gdyby w pobliżu zabrakło człowieka. Możemy liczyć na podobne jak wówczas wsparcie ze strony bliskich. Tylko że, gdy odchodzi bliski nam człowiek, z pełną czcią możemy go spokojnie pożegnać, a później pielęgnować o nim pamięć. Kiedy umiera zwierzę, powinniśmy je... zutylizować. Czyli oddać firmie, która wrzuci ciało do worka na śmieci i z innymi odpadami wywiezie to, co zostało po przyjacielu rodziny do spalarni.

Twarde prawo przeciw wielkim uczuciom...

Bo takie jest prawo. Utylizację martwych zwierząt wymusza ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, oraz rozporządzenia ministra rolnictwa, które napędzają interes zajmujących się nią firm. Zgodnie z prawem pożegnanie z naszym pupilem powinno wyglądać więc w ten sposób, że po uśpieniu go przez weterynarza jego ciało trafia do zamrażarki, a stamtąd zabierają go smutni panowie ze spalarni. I tyle po nim śladu. Za wszystko trzeba oczywiście jeszcze słono zapłacić. Nawet kilkaset złotych. Ceny utylizacji różni się w zależności od wielkości psa i regionu kraju.

Tylko kto chciałby "utylizować" przyjaciela, z którym dzieliło się smutki i radości przez tyle lat? Z nieludzkiego charakteru takiego podejścia zdaje sobie sprawę sprawę firm zajmujących się spalaniem zwłok i w ofercie mają możliwość odebrania prochów czworonoga po skremowaniu. To już jednak działanie na skraju prawa. Bo z prochami psa jest tak samo, jak z prochami człowieka. W Polsce, ze względu na nasze wyśrubowane wymogi sanitarne, nie można legalnie trzymać urny z prochami w mieszkaniu. Nie ważne, czyje to prochy. Ze względu na zagrożenie epidemiologiczne, nie wolno ich także rozsypywać na glebę, czy nad morzem. Firmy kremacyjne po prostu udają, że wierzą, iż właściciel piękną urnę z prochami zmarłego psa na pewno umieści na grzebowisku.

Grzebowisko, czyli psi cmentarz to tymczasem w naszym kraju wciąż luksus. Niewiele, nawet dużych aglomeracji zdecydowało się samemu stworzyć takie miejsce. W Krakowie wciąż trwa spór, gdzie miałoby ono powstać. W Trójmieście psi cmentarz ma zgodę miasta, ale wciąż "powstaje". W okolicach stolicy jest kilka miejsc, ale są one albo małe i szybko się zapełniają, albo leżą w miejscowościach, do których nie najłatwiej dojechać. A jak mówi w rozmowie z naTemat psycholog-behawiorysta Andrzej Kłosiński z organizacji COAPE Polska, większość ludzi nawet po śmierci pupila, chce mieć go blisko.

- Właściciele psów chcą mieć je blisko także po śmierci przede wszystkim dlatego, że posiadali ze swoim zwierzakiem silną wieź emocjonalną. Traktowali go przez całe życie jako bardzo bliską istotę, często jak pełnoprawnego członka rodziny. W związku z tym, w naszej obyczajowości nie mieści się, by członków rodziny oddawać gdzieś tam do utylizacji - ocenia specjalista.

Cmentarz nie dla każdego

Andrzej Kłosiński podkreśla jednak, że jednocześnie w polskiej obyczajowości wciąż tematem kontrowersji są psie cmentarze. A to nie pozwala, by miejsca godnego i legalnego pochówku zwierząt były powszechne i ogólnodostępne. Behawiorysta przypomina, że w Krakowie problemem jest nawet spór o nazwę takiego miejsca, bo nie wszyscy są w stanie zaakceptować, że psy mogą leżeć na cmentarzu. Mówi się więc o grzebowisku. - To jednak jakieś nieporozumienie. Cmentarz jest cmentarzem i koniec. Niezależnie od tego, czy jest dla ludzi czy zwierząt. Tam gdzie się chowa i czci szczątki, to po prostu cmentarz - ocenia.

W praktyce chowanie zwierząt w Polsce wygląda tymczasem tak, że po odejściu czworonoga, jego grób kopany jest zazwyczaj gdzieś w przydomowym ogródku. Kiedyś normalką było też, że swoistymi psimi cmentarzami były parki i zagajniki blokowisk. Gdy pies odchodził, zakopać go pod domem pomagali nawet sąsiedzi. Dziś, gdy czasy się zmieniły, a wielu dowiedziało się, że za samowolne pochowanie psa grozi spora kara, złośliwi sąsiedzi coraz częściej wykorzystują smutne chwile, by dodatkowo donieść na właściciela zmarłego psa. I tak oprócz pustki w sercu, można liczyć się z pustką także na koncie, bo mandat za psi pogrzeb we własnym ogródku to nawet tysiąc złotych.

Życzliwych sąsiadów, którzy tak często donoszą na przydomowe psie cmentarze, właściwie można byłoby chwalić za czujność przed szerzącym się zagrożeniem epidemiologicznym. Problem w tym, że ludzie zajmujący się zawodowo czworonogami na co dzień mają na temat tego zagrożenia nieco inne zdanie. - Jeśli nie ma w pobliżu psiego cmentarza, radziłbym chować szczątki gdzieś w ustronnych miejscach, gdzie nie powinno to nikomu przeszkadzać. To oczywiście niezgodne z prawem, ale to idiotyczne prawo, skoro ludzie nie mogą mieć możliwości wykonania prostego, ludzkiego gestu. A ten gest nie niesie za sobą jakiegoś wielkiego zagrożenia epidemiologicznego. W Polsce stanowi się bowiem prawo w taki sposób, że ktoś sobie po prostu postanowił, iż będzie to opisane jako zagrożenie. Bez jakichkolwiek danych, które by to potwierdzały - mówi Kłosiński.

Prawo swoje, życie swoje...

Zresztą przepisy obowiązujące firmy zajmujące się grzebaniem zwierząt mówią, iż "grzebanie odpadów zwierzęcych powinno być dostatecznie głębokie, a warstwa ziemi nad nimi powinna wynosić co najmniej 150 cm. (...) Przed zagrzebaniem odpady zwierzęce powinny być zlane lub posypane środkiem dezynfekującym". Wielu przyjaciół psów twierdzi więc, że wystarczyłoby objąć tymi normami także osoby prywatne. To żaden problem wykopać odpowiednio głęboki dół, a wspominanym środkiem dezynfekującym nawet w firmach zazwyczaj bywa wapno.

Dlatego w weterynaryjnych lodówka, w których martwe psy oczekują na utylizację, wolnego miejsca nie ma tylko zimą. W pozostałych porach roku świecą one pustkami. Bynajmniej nie dlatego, że psy wówczas nie odchodzą. Po prostu wiosną, czy latem dół w ogrodzie, parku, czy pobliskim lesie wykopać jest znacznie łatwiej. Gdy prawo jest bezduszne, a zachodnie standardy trudne do spełnienia, niektórzy mają też sposób na wścibstwo sąsiadów mogących donieść na tworzenie przydomowego cmentarza. "U mnie każde zwierze, które z jakiegoś względu odeszło z tego świata jest pochowane na ogródku, a żeby żaden z sąsiadów się nie domyślił to sadze nad nim drzewko... Bo już kiedyś pewien sąsiad się spytał co się stało z moim królikiem, czy wiem jakie są przepisy to ja powiedziałam, że uciekł" - radzą użytkownicy portalu Dogomania.pl.

- Nie widzę najmniejszego powodu, by ranić osoby, które są silnie związane ze swoim psem w ten sposób, że zgodnie z prawem ich zwierzę musi być wrzucone do worka i wywiezione jakąś śmieciarką do spalarni - podsumowuje Andrzej Kłosiński.


Artykuł powstał około roku 2013. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz