Obserwatorzy

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Żegnaj Kajtusiu!


Chciałam powiedzieć, że od soboty 28 marca 2015 nie mam już psa. Kajtuś był rano na spacerze, położył się za fotelem. Leżał tam jakiś czas. Potem wstał, a w miejscu, gdzie leżał - kałuża krwi. Mama chciała wytrzeć go ręcznikiem i zrobić okład. Ale widać było, że nadal krwawi z odbytu. Wiec powiedziałam, że nie ma na co czekać, tylko wzywać taksówkę i do weta. Owinęłam tył psiaka w ręczniki, wyjęłam starą torbę podróżną - też wyłożyłam dwoma ręcznikami i włożyłam tam psa. Taksówka już stała. Dojechaliśmy. Była jedna osoba przed nami, więc mama postanowiła wziąć pieska na spacer. Nie sprzeciwiłam się temu. Piesek został wyjęty z torby, a w torbie pełno krwi.
Nadeszła nasza kolej. Położyliśmy Kajtka na stole - krew nadal leci.
Po rozmowie z panią weterynarz doszliśmy do wniosku, że lepiej ulżyć Kajtusiowi i go uśpić. Pomoc byłaby doraźna i nie wiadomo, na jak długo. Być może po spacerze byłby kolejny krwotok. A u nas niestety, nie ma lecznic całodobowych. Kajtuś miał problemy z gruczołami, mógł mieć raka odbytu. Na ile można było - pomagało mu się. Czopki, okłady.  Niestety, nie można było go zoperować. Wiek i stan serca. Zwłaszcza po zapaści.
Miał także coś, co chyba nazywa się zespołem końskiego ogona. Chorują na to głównie owczarki niemieckie. Cóż, Kajtuś owczarkiem nie jest. Ale musiał brać mniej więcej co dwa miesiące zastrzyk ze sterydów, inaczej nie mógłby chodzić.
Przez ostatnie pół roku wnosiłam go na trzecie piętro. Schodził sam, zresztą bałam się go znosić, bo nie widziałam schodów i sama mogłam ulec wypadkowi.
Tak więc niemal dokładnie w siódmą rocznicę śmierci swojej pani i w siódmą rocznicę pobytu u nas Kajtuś został uśpiony. Trafił do nas 21 marca 2008 roku. Wtedy był to Wielki Piątek i pierwszy dzień wiosny zarazem.
I po 24 latach nie ma psa w domu. Nie trzeba wcześniej wstawać. Ale i tak wychodzę wieczorem na spacery. Czasem myślę o wzięciu smyczy.
Żegnaj Kajtusiu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz